Słodko-gorzka historia




     
Fotografia autorstwa Izabeli Nowakowskiej



O cierpieniu słów kilka...

Dziś chcę przedstawić Wam swoją historię. Zaczęło się niewinnie - po świętach zauważyłam, że mój brzuszek trochę podrósł. Zaczęły się też bóle jajnika,na tyle silne, że musiałam się wspomóc lekami. Kłuło mnie już czasem wcześniej, więc uznałam to za dość bolesną owulację. W styczniu brzuszek zrobił się większy, doszły poranne mdłości i gwałtowne reakcje na niektóre zapachy. Chyba wszyscy wiemy, o czym pomyślałam najpierw? ;) Wizyta u lekarza dała mi nadzieję - "Na pewno nic złego się nie dzieje, na 90% jesteś w ciąży". Po czym dostałam skierowanie na USG i szczęśliwa popędziłam do drugiego lekarza. Jakież było moje zdziwienie, gdy specjalista robiący badanie powiedział, że w ciąży to ja na pewno nie jestem, za to mam endometriozę i 10 cm torbiel na jajniku...
Kolejne wizyty u lekarza to było pasmo złych wiadomości - ca125 ze 105 skoczyło w dwa miesiące do 1634, torbiel rosła w szalonym tempie. Psychiczne szykowanie się na operację, badanie TK i wstępna diagnoza...
 Rak jajnika. Te słowa spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Mój umysł tak bronił się przed tą diagnozą, że nie przyjęłam jej do wiadomości. Gdyby nie obecność dobrej koleżanki w gabinecie, byłabym przekonana, że lekarz powiedział zupełnie co innego. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy mój luby zadzwonił do mnie z pretensją, wściekły że zataiłam diagnozę. Tak bardzo mój mózg bronił się przed tym szokiem, że usłyszałam "istnieje ryzyko raka jajnika", a nie "wyniki wskazują raka jajnika". Paraliżujący strach sprawił, że zamknęłam się w czterech ścianach. Tylko wsparcie rodziny i przyjaciół pozwoliło mi przetrwać najgorsze trzy tygodnie w moim życiu. Dwa tygodnie przed operacją dowiedziałam się, że torbiel ma już 14,5 cm i że prawdopodobnie będzie trzeba wyciąć wszystko. Dla kobiety marzącej o dziecku to jak nóż prosto w serce. Prawdopodobnie potrzebna też będzie chemia. Na kilka dni przed planowaną operacją poszłam dowiedzieć się, czy zostanę przyjęta wcześniej - takie było zalecenie lekarza, który miał mnie operować. Brak anestezjologów, szybka reakcja pani doktor i... już nie wyszłam ze szpitala. W dniu przyjęcia dowiedziałam się, że torbiel ma już 17,5x11 cm i przemieściła mi dość mocno organy wewnętrzne. Trzeba będzie zrobić porządek.
 Nadszedł sądny dzień. Po całym dniu paniki w wyniku wcześniejszego przyjęcia do szpitala, w dniu operacji obudziłam się szczęśliwa. Tak, szczęśliwa - usuną mi ten ciężar niszczący życie moje i moich bliskich, spędzający sen z powiek, będący jak bomba z opóźnionym zapłonem. Na salę operacyjną wjechałam z dobrym humorem, żartując z anestezjolożką i lekarzem. I wiecie co? Kobieca intuicja jest naprawdę świetna. Nigdy nie zapomnę pierwszych słów, jakie usłyszałam po przebudzeniu - "Już po wszystkim. Nie masz raka, będziesz mogła mieć dzieci". Najpiękniejsze słowa jakie mogłam w tamtym momencie usłyszeć, powtarzane raz po raz przez cały personel obecny na sali operacyjnej. Spędziłam w szpitalu równo tydzień, szczęśliwa i zdeterminowana, żeby jak najszybciej wrócić do sprawności. Już dzień po rozległej laparotomii zrobiłam pierwszy spacer. Dwa dni po operacji bardziej martwiły mnie nieumyte włosy, niż ból pooperacyjny. Codziennie chodziłam więcej, mimo próśb pielęgniarek by się nie nadwyrężać. Dwa tygodnie po operacji poszłam zdjąć szwy w butach na obcasie. Lekarka była na tyle miła, że nie skomentowała tego kąśliwą uwagą ;)  Dwa i pół miesiąca po operacji wróciłam do pracy, szczęśliwa że mogę powoli wracać do normalnego życia. Przez czas rekonwalescencji byłam na Visanne, jednak tabletki zrobiły w moim organizmie jedynie spustoszenie. Od trzech miesięcy żyję niemal bez bólu. Staram się pilnować diety, spacerować, wysypiać. Podczas okresu moja farmakologia ogranicza się do dwóch ibupromów, zamiast całej paczki.

Dlaczego piszę o tym wszystkim?

Przez ostatnich kilka lat cierpiałam w milczeniu. Co miesiąc ból sprawiał, że niemal nie byłam w stanie funkcjonować. Płakałam i wymiotowałam z bólu, stawy i kręgosłup dokuczały mi jak przy porządnej grypie, byłam wiecznie zmęczona, szarpana huśtawką nastrojów. Stres zajadałam niezdrowymi przekąskami, które jeszcze zaostrzały objawy. Pewnie zastanawiacie się, czemu przez tyle lat nic z tym nie zrobiłam? Gdy kobiety w Twoim otoczeniu powtarzają Ci od małego, że ma boleć, a lekarz jak mantrę powtarza "jak urodzisz, będzie lepiej", to im ufasz. Skoro znają się na czymś lepiej od Ciebie, przeżyli więcej, to na pewno mają rację? Prawda? No... nie do końca. Świadomość endometriozy jest na tyle niska (nawet wśród lekarzy), że bywa mylona z wulwodynią, zrzucana na karb problemów z psychiką pacjentki lub okres. Ja na swoją diagnozę czekałam około 8 lat. Moja historia ma być przestrogą dla kobiet cierpiących w milczeniu. Kochana Kobieto! Jeśli lekarz Cię spławia, zmień go! Domagaj się USG, wszelkich możliwych badań. Znaj swoje prawa i zatroszcz się o siebie. Mam nadzieję, że jeśli cierpisz podobnie jak ja, to po przeczytaniu tego tekstu ruszysz się do lekarza.

Komentarze

  1. Smutne to. Ja jestem właśnie miesiąc po operacji. I chociaż diagnozę usłyszałam już 6 lat temu to do tej pory szukałam lekarza, który nie bagatelizowalby mojego stanu. Większość lekarzy poza przepisaniem tabletek nie potrafiła mi doradzić nic innego.
    Słyszałam już nawet, żebym poszła do psychologa i to mimo informowania lekarza o tym, że mam endometriozę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażające jest to, jak bardzo lekarze lekceważą naszą chorobę. Jak wiedząc, że nie leczona prowadzi do niepłodności, czekają aż pacjentka zajdzie w ciążę i nastąpi cudowne ozdrowienie. Dobrze, że w końcu trafiłaś na odpowiedniego lekarza. Szkoda tylko,że musiałaś czekać na to 6 długich lat. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia (no, przynajmniej takiego jakie pozwoli Ci normalnie funkcjonować) ;)

      Usuń
  2. Straszne jak mało lekarze i wogole ludzie wiedzą tej chorobie. Ja też 10 lat borykałam się z bólem stanami depresyjnymi przez nikogo nie zrozumiana, odsyłana od lekarza do lekarza. Teraz już po zabiegu... Niby diagnoza jest... Ale pomoc wśród lekarzy znikoma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście trafiłam w końcu na świetnego lekarza, dzięki któremu od kilku miesięcy żyję względnie normalnie. Niestety w szpitalu, w którym byłam operowana brakuje anestezjologów, więc moja operacja była jedną z ostatnich na tym oddziale. W razie nawrotu znów będzie trzeba szukać lekarza...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Endoaktywna

Powitanie